Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 2
Ta mała istotka była ostrożna, nie winił jej za to. Chętnie powiedziałby jej kim jest naprawdę ale nie mógł teraz wyjawić swojej tożsamości. Schował ręce do kieszeni i wyprostował się, parę kości w jego plecach nastawiło się z charakterystycznym dźwiękiem.
-Jestem kimś kto chce Ci pomóc. - powiedział spokojnie - Tak jak mój...Towarzysz.
Ostatnie słowo zabolało go trochę, kto by pomyślał, że będzie nazywał plugawego demona swoim towarzyszem.
-Żyję! - odpowiedział Raguelowi.
Nagle na jednym dachu zaczęło robić się tłoczno. Zbrojni wytoczyli się jak mrówki z poruszonego mrowiska. Szybko zanalizował sytuację i widział dwa wyjścia, chociaż w jednym mogliby zgubić rebeliantów a to nie byłoby im na rękę.
-Raguelu, weź tą kobietę z dala od pociągu. Zaraz do was dołączę. - powiedział po czym stanął przed nimi, osłaniając ich przed ewentualnym ostrzałem.
Miał szczerą nadzieję, że pociski nie są splugawione, inaczej mogłoby się to źle skończyć dla jego pojemnika. Gdy Raguel i kobieta zniknęli, Anioł wziął się do roboty.
-Muszę was ostrzec... - jeden z żołnierzy wystrzelił salwę w jego brzuch, łuski odbiły się od jednego z mieczy i posypały się na ziemię - To będzie nierówna walka.
Wokół niego zmaterializowały się miecze ze świętej energii. Wiedział, że nawet gdyby były tu kamery, taką umiejętność można było zrzucić na jakiegoś zbuntowanego demona jak Raguel lub świętego, dlatego w tym względzie nie musiał się powstrzymywać. Nucąc modlitwę pod nosem, zaczął obracać miecze wokół swojego ciała. Salwy pocisków odbijały się od nich jak od pancernego szkła. A gdy skończyła im się amunicja...
-Moja kolej. - wysłał wszystkie ostrza w kierunku strażników, dekapitując ich jednym ruchem.
Gdy wszystko się uspokoiło, padł na kolana i zaniósł się kaszlem. Zasłonił usta ręką i gdy na nią spojrzał zobaczył krople krwi. Jego ciało wciąż nie było przyzwyczajone do tej energii i minie trochę czasu zanim będzie w pełni sił.
Potem zeskoczył z dachu na ziemię i zaczął śledzić aurę demona.
Offline
* * *
- Ale się porobiło - skomentował Raguel, jakby to nie on był winien całemu zajściu.
- Cóż, zdarza się najlepszym. - Wzruszył ramionami.
- A ty się dziwisz, że wyjebali cię z nieba...
Demon z powątpiewaniem patrzył na armię wylewającą się z pociągu. Zawsze można było po prostu zniknąć, ale nie po to tyle szukał tych miłośników kanałów, żeby teraz ich zgubić. Słysząc słowa Hestiela, odetchnął z ulgą. Dobrze mieć osiłka po swojej stronie, i baty zbierze za ciebie, i ogólnie nie trzeba się męczyć.
- Nie musisz mi tego dwa razy powtarzać - rzucił, spoglądając na rebeliantów. Dziewczyna była najbliżej. - Ty - wskazał na nią palcem, gdy założyła kaptur - idziesz ze mną.
Nie czekając na reakcję kobiety, złapał ją w pół i przeniósł ich oboje na skraj lasu przy torowisku. Wolał nie ryzykować, że jego przyszła przewodniczka zostanie postrzelona. Jeśli Hestiel chciał sobie tam bohaterzyć, to śmiało, on sam nie zamierzał dać się poharatać. Szkoda Nicholasa.
- Czy to aby przypadkiem nie jest porwanie? - zainteresował się młodzieniec.
- Technicznie rzecz biorąc, to nie. Poza tym byłoby to nasze najmniejsze zmartwienie - odparł po krótkim namyśle demon.
Od strony pociągu dobiegały odgłosy karabinów, a także kolejnych otwieranych drzwi. Trzeba się zmywać.
- Lecimy do Azylu, szybciutko - oznajmił swojej "towarzyszce", puszczając ją wolno.
Kilku ochroniarzy zaczęło iść w ich stronę, oświetlając sobie drogę latarkami. Nie było czasu do namysłu.
Gdy Hestiel zakończył tyranię na dzieciach Boga, które tylko wypełniały swoje obowiązki, musiał zastanowić się nad własną drogą ucieczki. Aura demona była dla niego jak najbardziej wyczuwalna, a pierwsza fala wrogów straciła dla niego głowę, jednakże pozostałe wagony powoli wypuszczały na świat rosyjskich, spragnionych krwi i wódki strażników. Anioł musiał wiać.
Offline
Kiedy drugi nieznajomy puścił Anastazję wolno, ta rozejrzała się szybko, aby zorientować się w terenie. Nawet nie miała chwili, aby się zdziwić, że właśnie została "teleportowana". Zapisała sobie ten fakt jako przemyślenia na czas, kiedy już będzie go miała.
Wiedziała, że było mało czasu, ale czy naprawdę powinna tego... człowieka... zaprowadzić do kryjówki rebeliantów?
Teraz nie była odpowiedzialna jedynie za swoje życie, ale i za swoich przyjaciół. Wielu z nich zostało przy pociągu w gotowości do ucieczki. Ana modliła się w myślach, by uszli cali. Być może tamten drugi im pomoże?
-Jeżeli dobrze się orientuję... - próbowała mówić i zachowywać się tak spokojnie, jak tylko pozwolą jej wzburzone myśli. - Musimy biec tam - pokazała na prawo od mężczyzny. - Jest trochę daleko, ale jeśli będziemy biegli chociaż przez jakiś czas, pół godziny i jesteśmy na miejscu.
Pomijając to, że w tym labiryncie będziemy się pewnie szukać drugie pół...
Jeszcze tylko obejrzała się za siebie z nadzieją, że zobaczy chociażby zarysy sylwetek swych sprzymierzeńców. Złożyła ręce i przymknęła na moment oczy.
Maxim... liczę na Ciebie...
Proszę, sprowadź ich wszystkich bezpiecznie.
Offline
Musiał pozbierać się, i to szybko. Zobaczył jak z wagonów wylewają się kolejni żołnierze. To był sygnał by się zmywać, nie był w stanie walczyć z nimi wszystkimi. Jeszcze. Złapał karabin jednego z Rusków i założył go sobie na plecy, dalej poszukał granatu lub czegokolwiek wybuchowego.
Wyczuł aurę demona i skupił się na niej. To był jego bilet do celu misji. Uformował parę mieczy wokół siebie by osłonić się przed salwami kul z karabinów i ruszył do ucieczki. Zeskoczył z dachu, lądując twardo na ziemi i pobiegł w stronę energii demona. Zapowiadało się na mały jogging bo byli już spory kawałek dalej.
-Cholerni zwiadowcy... - przeklął pod nosem i rzucił granatem, jeśli takowy znalazł w najbliższy wagon, wypełniony żołnierzami.
Dalej, użył swojej jednego ze swoich mieczy i przeciął nim najbliższe drzewo, które powinno zagrodzić drogę pościgowi. Miał nadzieję, że zatrzyma ich to chociaż na chwilę. Jednak, nie był to koniec. Zobaczył, że z pociągu zeskakuje zgraja ludzi, najpewniej rebeliantów, towarzyszy tej dziewczyny. Szybko spojrzał w kierunku oddalającego się demona i ukrył się za drzewem.
-Tutaj! - krzyknął w ich kierunku.
Wszystko było ładnie i pięknie tylko musiał im jakoś pomóc. Energię musiał zostawić na szczególny wypadek, dlatego została mu tylko broń, którą zabrał trupowi. Spojrzał na nią, starając rozgryźć się jak ona działa. W końcu zdał sobie sprawę, że ludzie zwykle naciskali mały ząbek pod palcem wskazującym żeby uruchomić tą maszynkę śmierci. Wychylił się zza drzewa i zaczął ostrzeliwać żołnierzy wylewających się z wagonu. Musiał zapewnić trochę czasu na ucieczkę innym.
Offline
* * *
- Marny twój trud - powiedział demon, patrząc z dezaprobatą, jak dziewczyna składa ręce do modlitwy. - Jego już nie ma.
- Wiesz, Rag, bo ja ją chyba skądś kojarzę - zaczął niepewnie Nicholas, gdy mógł na spokojnie przyjrzeć się dziewczynie.
- Nie ma teraz czasu na twoje urojenia, mamy wkurwionych rusków na ogonie - skarcił go czort.
Nie marnując ani chwili, pobiegli z rebeliantką między drzewa. Miał tylko nadzieję, że młoda nie wyprowadzi go w pole. Mógłby wtedy odłożyć na bok swoje zafascynowanie dziećmi Pana. Gdzieś za nimi dochodziły niepokojące odgłosy. Demon mógł przysiąc, że słyszał nawet eksplozję. Cóż, anioły okazują się być gorszymi diabłami niż sami potępieńcy.
- Swoją drogą, chyba przerwaliśmy wam coś ważnego - powiedział zaintrygowany Raguel. W końcu nie byłoby ich tam, gdyby nie informacja o dostawie broni. Ale nawet najlepszy plan nie jest w stanie przewidzieć czegoś takiego, jak pojawienie się demona w towarzystwie upadłego.
Hestiel, niczym anielski Rambo, biegł z karabinem na plecach i małym granatem ręcznym za pasem. Drzewo udało się ściąć, choć dużo to nie dało, zważywszy na fakt, że był to skraj lasu, a przeskoczenie lub ominięcie kłody nie stanowiło zbytniego wyzwania. Mimo wszystko zrobiło to wrażenie na ruskach, którzy patrzyli, jak wielkie pień leci na ziemię. Na szczęście nie w stronę torów.
Granat poleciał do wagonów, przewracając jeden z nich. Chyba tylko dobra wola Opatrzności sprawiła, że nie był to ten z rebeliantami. Spojrzeli oni dość niepewnie w stronę Hestiela, ale nie mieli zbyt dużego wyboru. Pobiegli w jego stronę, gdy ten zaczął prowadzić ogień zaporowy. Pech chciał, że magazynek był już na wykończeniu, więc Hesrambo szybko zakończył swoje pięć minut, mogąc jedynie użyć mieczy do osłony uciekinierów.
Offline
Anastazja, słysząc słowa "Jego już nie ma", odwróciła się w stronę nieznajomego, marszcząc brwi w krytycznym spojrzeniu.
- Chcesz mi powiedzieć, że dwaj teleportujący się goście, którzy postanowili wkroczyć między żołnierzy a rebeliantów istnieją, ale Bóg już nie? - rzekła skrajnie sceptycznym tonem. - Zresztą, nieważne.
Pobiegli przed siebie w las. Ana co chwilę obijała się o gałęzie, które pozostawiały nieprzyjemne rysy na jej twarzy i ubraniu, choć jej... towarzysz, wydawał się jakimś cudem je wszystkie omijać.
Zaraz... czy powinna mu w ogóle zaufać? Zupełnie nie znała tej osoby, pojawił się znikąd ze swoim wielkim ego i tym swoim wydziczałym społecznie kolegą, całkowicie roznieśli plan rebeliantów w powietrze, i jeszcze każą się zaprowadzić do ich kryjówki, o której nie wie, a przynajmniej nie powinien wiedzieć kompletnie nikt? Czy to jakiś kiepski żart?
Z drugiej strony, jaki miała wybór? Mimo wszystko ochronili ją i jej towarzyszy (a przynajmniej taką żywiła nadzieję) przed żołnierzami, więc... może faktycznie chcieli ich znaleźć, by do nich dołączyć?
Mnóstwo myśli kotłowało się w jej głowie, nie dając spokoju. Przerwała swoje przemyślenia dopiero wtedy, gdy usłyszała szum rzeki w oddali i zobaczyła charakterystyczne miejsce - sosnę o dwóch pniach. Przyklękła, grzebiąc ręką w białym puchu i rozrzucając go na boki. Dokładnie pamiętała, gdzie szukać. Po chwili spod śniegu wyłoniła się metrowa na długość i szerokość, metalowa klapa.
- To tutaj - powiedziała cicho. - Tylko wytrzep buty. Nienawidzę, jak ktoś wrzuca mi śnieg na korytarz.
Offline
Hestiel patrzył jak ogień bucha z wybitych okiennic. W niebie nie czuł nic, ale teraz miał fizyczne ciało i ciepło wydobywające się z płomieni delikatnie muskało jego skórę. Było to uczucie, którego nie czuł od walki z Pierwszym Upadłym.
Potem odkrył kolejną funkcję ludzkiego ciała. Gdy ostrzeliwał żołnierzy, inferno wydobywało się z wagonów a kule śmigały mu nad uchem, poczuł jak adrenalina przepływa przez jego żyły. To ekstatyczne uczucie dało mu energii, jednak nie na wiele się to zdało gdy karabin odmówił posłuszeństwa domagając się zmiany magazynka.
-Szybciej! - krzyknął i schował się za pniakiem.
Czekał aż ludzie znajdą się w dostatecznej odległości po czym użył resztek swojej siły by przyzwać wielkie ostrze, które wbiło się w ziemię tuż za rebeliantami dając im osłonę przed gradem kul.
Z nosa Anioła pociekła stróżka krwi jednak wstał i zaczął iść przed siebie, mając nadzieję, że rebelianci dogonią go i pomogą mu dotrzeć do ich kryjówki. A gdy tylko do niego dobiegli, odesłał ostrze tak by żołnierze nie mogli przyjrzeć mu się bliżej.
Offline
Strony: Poprzednia 1 2