Sesje RPG

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2016-06-14 13:05:29

Raguel
Administrator
Dołączył: 2016-02-21
Liczba postów: 14
Windows 7Chrome 51.0.2704.84

Nudzę się w pracy, tytułu jeszcze ni ma.

* * *


     Określenie, że padał wtedy deszcz, będzie miał trafne. Bardziej pasowałoby: Sypało żabami i zstąpiła dziesiąta plaga egipska. Takiej pogody nie było od... nigdy. Wiadomo, ulewa nie jest nikomu dziwna, zwłaszcza w Anglii, ale nieskończony wodospad z nieba, trwający już od dobrego miesiąca? To faktycznie może budzić kontrowersje. Żeby było śmieszniej, to nie dotyczyło jednego konkretnego rejonu, tylko całych, cholernych wysp brytyjskich. Dobre, co nie?
     Dzieciaki miały radochę, bo pozamykano szkoły. Systemy odprowadzania wody nie nadążały, dlatego częściej może było spotkać na ulicy kajak niż samochód. Do pracy trzeba było jakoś chodzić, tak samo na zakupy. Co prawda nie było to proste, ale człowiek jest jak karaluch, to wszystko się przyzwyczai. Szkoły też pewnie niedługo by otworzono, a nauka pływania stałaby się obowiązkowym przedmiotem, gdyby nie pewne wydarzenia, które odwróciły sytuację o sto osiemdziesiąt stopni. A wszystko zaczęło się od pewnego nałogowego gracza...


     - Jak długo jeszcze mam czekać? Tracę bonusy - marudził do mikrofonu, drapiąc się po zarośniętej szczęce. Właśnie trwało nowe specjalnie wydarzenie w ulubionej grze sieciowej Rexa, a ten, zamiast brać w nim udział, trwonił czas na czekanie na swojego towarzysza broni, Remusa. Nastolatkowie znali się ze szkoły, chodzili do tej samej klasy. Połączyła ich miłość do gier i nienawiść do prawdziwego życia. Dlatego fakt, że siedemnastolatkowie musieli siedzieć teraz w domach, był dla nich prawdziwym zbawieniem.
     - Czekaj, trafiłem na jakiegoś leszcza, robię go na kasę - rzucił podekscytowany Remus.
     No tak, pomyślał Rex, ta żyła nigdy nie przepuści okazji na dobry interes. Chłopak westchnął, uzbrojony w cierpliwość, i podszedł do okna, rozprostować nieco kości. Siedzenie kilkanaście godzin dziennie przed komputerem nie służy zdrowiu, ale cóż zrobić? Nie ma przyjemności za darmo. To był też jeden z tych momentów, w których nastolatek cieszył się, że jego rodzice jeżdżą na delegacje. Na ostatnią wyjechali przed początkiem pamiętnej ulewy, więc mają tymczasową siedzibę w Budapeszcie, a z Rexem komunikują się przez skype'a i przesyłają mu co tydzień parę groszy.
     - Żyć, nie umierać - wymamrotał zadowolony chłopak, przeciągając się przed oknem. Wtedy zamarł, a oczy prawie wyszły mu z orbit. Rozdziawił paszczę, nie mogąc poruszyć żadną inną częścią ciała. Nie wiedział, czy to jakieś zwidy, czy właśnie w stronę jego domu pędziła potężna, kilkudziesięciometrowa fala. Co prawda miał pokój na poddaszu dość wysokiej posiadłości, ale w tym przypadku nie miało to najmniejszego znaczenia. Było to pomocne przy zalanych drogach, lecz nie w starciu z bratem bliźniakiem Tsunami.
     - Ożeż kurwa - zdołał wystękać, nim emanacja potężnego żywiołu grzmotnęła z niesamowitą siłą w ten, niepozorny teraz, domek. Co prawda budowla wytrzymała, ale szyba rozprysła się na setki kawałków, wpuszczając bezlitosną wodę z wielkim hukiem do środka.
     Nim impet uderzenia posłał Rexa na przeciwległą ścianę, niczym szmacianą lalkę, zdążył przyjąć na siebie sporą część ostrych jak brzytwa odłamków. Momentalnie też bezlitosna woda zaczęła zalewać mu usta, choć tego już nie czuł, ponieważ stracił przytomność zaraz po kontakcie ze ścianą, pozostawiając po sobie niemałe wgniecenie. Remus mógł usłyszeć trzeszczenie w słuchawkach, nim sprzęt przyjaciela wydał ostatnie tchnienie. Po chwili z pokoju, tak jak i z reszty domu, zostało zdemolowane akwarium, wewnątrz którego unosiły się zwłoki nastoletniego chłopca, który chciał jedynie zdążyć na nowe wydarzenie. Jak na ironię było to Święto Deszczu, które ustanowili twórcy gry na cześć obecnych wydarzeń.
     Nie trzeba chyba mówić o spięciu, które zostało wywołane w domu. Jednak z ciała chłopca nie został nawet wiór. Nic z niego nie zostało. Rex zniknął.


     Dawno tak mocno nie spał. Nastolatek wolał od świtu do nocy siedzieć przed monitorem, trwoniąc czas na głupoty. Obudził go dopiero zdezorientowany strażnik, który akurat patrolował plażę. Póki co sprawdzał czy rozbitek żyje, szturchając go drzewcem halabardy w bok. Sposób ten okazał się aż nadto skuteczny, bo już po chwili Rex próbował otworzyć sklejone powieki, przy okazji wypluwając resztki wody zalewającej płuca.
     - Gdzie ja jestem? - zapytał, mrużąc oczy w obronie przed słońcem. Dawno nie miał z nim bezpośredniej styczności. Na dodatek głowa pulsowała mu niemiłosiernie, jakby ktoś ktoś porządnie potraktował go obuchem.
     - Na plaży - odpowiedział strażnik, monotonnie przeciągając sylaby. Nie wydawał się być zbyt rozgarnięty. Dopiero wtedy dzieciak uważniej mu się przyjrzał.
     Mężczyzna wyglądał jak żywcem wycięty z książki do historii. Kolczuga, blaszany hełm, broń, wszystko się zgadzało. Dookoła jak okiem sięgnął rozciągała się plaża, jedynie stopy Rexa były jeszcze częściowo zamoczone w wodzie.
     - A konkretniej? - Chłopak spróbował się podnieść, na co strażnik wymierzył w niego broń, by ten niczego nie kombinował.
     - Na plaży niedaleko miasta - wydukał, nie spuszczając młodzieńca z oczu. - Coś ty za jeden?
     - Ja - chłopak już miał odpowiedzieć, gdy nagle zdał sobie sprawę z pewnego istotnego faktu. Niczego nie pamiętał. - Ja nie wiem - jęknął, przytłoczony całą tą sytuacją.
     Im bardziej starał się sobie coś przypomnieć, tym większą pustkę znajdował w umyśle. Wiedział jak ma na imię, że jest na plaży i że właśnie obudził się z bardzo głębokiego snu. To wszystko. Nic więcej.
     - Nie podobasz mi się - burknął mężczyzna.
     Rex zmierzył go wzrokiem, był nieco wyższy od strażnika, ale wiedział, że w starciu nie miałby żadnych szans. Miał tylko nadzieję, że nie skończy nadziany na rożen.
     - To ja sobie pójdę i zapomnimy o całej sytuacji - zaproponował, masując obolałą czaszkę. Choć na dobra sprawę, to nie miał pojęcia, gdzie mógłby się udać. Z powrotem do wody? Może tam czeka odpowiedź?
     - Oficer będzie wiedział, co z tobą zrobić - warknął przedstawiciel prawa, wyraźnie zadowolony ze swojego pomysłu. - Ruszaj się, naprzód! I nie próbuj uciekać - dodał, demonstracyjnie wymachując halabardą.
     Jakie więc wyjście miał Rex? Ano żadne. Ze spuszczoną głową szedł przed siebie, czując na sobie baczny wzrok nieznajomego. Nie musiał się odwracać, by wiedzieć, że cały czas celowano do niego z tego żelastwa. Zapowiadał się ciekawy poranek.
     Szli przez dobre pół godziny, nikt nie odezwał się nawet słowem. Krajobraz praktycznie w ogóle się nie zmieniał, tylko piasek, woda i niebo. Nic więcej. Wydawało się to być tanim koszmarem, w którym bez końca wykonujemy tę samą czynność. Taka syzyfowa praca. Jednak niedługo potem można było dostrzec pierwsze wierzchołki drzew. Było to jak kojący balsam dla nastolatka, który myślał, że już powoli zaczyna tracić rozum. Jakby to w ogóle nie działo się naprawdę. A tu taka niespodzianka.
     - Żadnych numerów w mieście - powiedział niewyraźnie strażnik, którego ręce zaczynały boleć od ciągłego trzymania drzewca. - Znajdę cię pod każdym krzakiem, szczylu - kontynuował monolog, wyraźnie zdeterminowany, by doprowadzić Rexa na miejsce.
     - No, żebym przypadkiem nie zniknął w smudze dymu - prychnął zniecierpliwiony chłopak, zdenerwowany całą tą sytuacją.
     Wtedy też strażnik stanął jak wryty i zachłysnął się powietrzem. Nawet Rex się zatrzymał i rzucił mu pytające spojrzenie. Mężczyzna zdawał się być przerażony, a za chwilę jeszcze bardziej wzburzony niż wcześniej.
     - Żadnej magii, demoniczny bękarcie! - ryknął, gotów skrócić więźnia o głowę tu na miejscu. - Jest surowo zakazana! Teraz to dopiero będziesz się tłumaczył... Ruchy! - sapnął, patrząc na dzieciaka spod byka. Choć strażnika ucieszył fakt, że gdyby nieznajomy okazał się magiem, to dostanie za niego dwa razy większą zapłatę. Jednak dał po sobie poznać radości, szczerząc groźnie zęby.
     - Idę, idę - odpowiedział przybysz, unosząc ręce w obronnym geście. Szybko jednak tego zaniechał, widząc spojrzenie stróża prawa. Jeszcze gotów pomyśleć, że Rex chce rzucić jakieś zaklęcie.
     Siedemnastolatek przeklinał w duchu swój niewyparzony język, powoli acz skutecznie maszerując naprzód. Im bliżej byli leśnej granicy z plażą, tym więcej zieleni ukazywało się na horyzoncie. Nieco dalej, bardziej wgłąb zagajnika, można było dostrzec wąską, żwirowaną dróżkę, która prowadziła do miasta.
     Chłopak wiedział, że nie jest niczemu winien, a z czarami to już w ogóle nie może mieć nic wspólnego. Ale mimo wszystko czuł nieokreślony niepokój. Gdyby tylko mógł sobie przypomnieć skąd pochodzi, kim jest, co tutaj w ogóle robi. Brak konkretnych odpowiedzi na pewno nie zadziała na jego korzyść, gdy ktoś zacznie go przesłuchiwać.
     Po wejściu między drzewa, na twarz wędrowców spadł przyjemny cień, który był miłą odmianą po wędrówce w pełnym słońcu. W leśnej gęstwinie harcowały małe zwierzęta, a ptaki umilały wszystkim czas przyjemnymi trelami. Nastrój sielanki był niemalże wyczuwalny.
     Gdy przekraczali mały strumyk, który biegł w poprzek ścieżki, Rex zobaczył swoje odbicie. Nic dziwnego, że nie budził zaufania. Brudny na twarzy, w potarganych lnianych łachmanach, a sandały ledwie zipały. Kloszard jak nic. W młodym umyśle zrodziła się myśl, że może był, a raczej nadal jest, bezdomnym. Prędko ją jednak odrzucił, nie podobała mu się taka opcja. Rozważał jeszcze inne scenariusze, gdy strażnik niespodziewanie się zatrzymał. Dało się wyczytać z jego twarzy, że dogłębnie rozważał pewną myśl.
     W BUDOWIE

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
- rozgadani - cs-mtalife - topsecret - carsloversnwj